
Instagram: jak wyznaczyć swój rytm publikowania?
Te pytania ciągle przebiegają przez moją głowę, już od kilku dobrych lat obecności w tym nieco dziwnym, social mediowym świecie. Chciałabym znać na nie odpowiedzi – a przede wszystkim chciałabym, żeby te odpowiedzi były konkretne i brzmiały ‘tak’ lub ‘nie’, ale okazuje się, że to wszystko znacznie bardziej skomplikowane. W Instagramowej rzeczywistości chyba nic nie jest czarno-białe.
Zawsze bałam się ekspozycji na łamach Instagrama czy Facebooka, bo obawiałam się porażki.
Jeśli będę publikowała za często, będę pisała sama dla siebie, nikt nie będzie tego czytał, a znajomi będą się podśmiewali i uważali, że marnuję czas. Takie były pierwsze argumenty ‘przeciw’- były duże, ale cóż, argumentów ‘za’ było więcej i właściwie wygrały. Porada, jaką chciałabym usłyszeć dwa lata temu od kogoś z blogosfery, brzmiałaby “nie bój się braku natychmiastowego sukcesu i niskich liczb”. Świat content creation wymaga cierpliwości. Z rokiem na rok, wymaga jej coraz więcej, bo twórców przybywa, każdy chce nim być. A im więcej twórców, tym mniej widzów. Każdy, kto poświęca dziennie kilka godzin na pisanie czy tworzenie grafik/zdjęć, nie ma już czasu na oglądanie publikacji wszystkich dookoła.
Wiecie ile kont na Instagramie przybywa każdego dnia? Lepiej nie wiedzieć, bo ta liczba i tempo przyrostu są zawrotne.
Instagram to żonglerka: statystyki raz szybują w górę, a raz spadają i to na łeb i na szyję. Trudno te piłeczki zatrzymać w locie, albo, tak jak wszyscy byśmy przecież chcieli, podrzucać tylko wyżej i wyżej.
W tym internetowym świecie nie ma jednej recepty na sukces, więc wszyscy popełniamy błędy. Próbowanie, niezniechęcanie się i eksperymentowanie, są jedyną drogą do niezwariowania. A zwariować bardzo łatwo – znam ludzi, którzy spędzają na Instagramie po 12-14 godzin dziennie i naprawdę trudno porozmawiać z nimi o czymkolwiek innym. Sama, choć kocham to środowisko, zaczęłam ostatnio się od niego dystansować, żeby dać odpocząć oczom i umysłowi – i nagle, po długiej majówce kompletnego wylogowania się do życia i bycia offline, nawet te 5-7 godzin dziennie na IG wydaje mi się dramatycznie wysoką liczbą. A Instagram jest moją pracą – prowadzę konta klientom, więc to nie jest niestety czas rozwijania własnego profilu. Na własny profil, zupełnie szczerze, nie mam ostatnio zbyt wiele czasu… I wiem, że to odpokutuję, ale równowaga i realne życie są ważniejsze od IG – pamiętajcie o tym, kiedy też będziecie się zastanawiały czy wyjść z przyjacielem na pizzę, czy spędzić dwie godziny obrabiając zdjęcia do publikacji. IG poczeka. Tak siebie ostatnio uspokajam
Okej, ale nie o tym miałam przecież dzisiaj pisać! Wróćmy do dylematu dnia, czyli częstotliwości postowania. Poniżej moje małe refleksje.
Same wpisy nie wystarczą – dlaczego warto promować Instagramowe posty?
Nie mam tutaj na myśli płatnego promowania, bo to, choć wydaje się łatwiejszą i szybszą opcją, często daje odwrotne rezultaty – Instagram obniża nasze zasięgi, aby namówić nas na kolejne płatne ich podbijanie. Nie zapominajmy o tym, że IG to miliardowy biznes – muszą przecież na czymś ciągle zarabiać.
Promowanie i uświadamianie innym swojej obecności w sieci jest bardzo ważne – tak słyszę ostatnio od coraz większej liczby twórców, z którymi rozmawiam. Szczerze? Dla mnie to dosyć niekomfortowe i zapewne dla wielu z Was, którzy mają w sobie coś z introwertyków, też będzie. Wolałabym pisać i robić zdjęcia i pozwolić, aby ludzie wpadali na mnie przypadkowo, każdy w swoim czasie, bez namawiania ich na cokolwiek. Bez kiwania ręką i wykrzykiwania ‘tu jestem, chodźcie na moje konto, spójrzcie co mam Wam do pokazania, jestem super, chodźcie!’
A tutaj okazuje się, że blogosfera tak właśnie działa. Okej, to nic nowego, żadne wielkie odkrycie, jednak zawsze łudziłam się, że można być tutaj nieco nieśmiałym, nie skakać i nie krzyczeć, a i tak przyciągnąć w swoim czasie rzesze odbiorców. Ale teraz twórców jest po prostu zbyt wielu – mówią, że nikt na Ciebie nie trafi, jeśli nie pokażesz światu, że tutaj jesteś. Obserwacje mówią, że twórcy, którzy osiągają w sieci sukces, to ci, którzy regularnie o sobie przypominają i śmiało się reklamują. Bycie bloggerem w dużej mierze polega przecież na promowaniu siebie, swoich podglądów, swoich zdjęć i treści. Po co wkładać całe serce w tworzenie tekstów, które nie zostaną przeczytane? To dostarcza satysfakcję, ale z drugiej strony – czy chcielibyście wydać książkę, którą kupicie tylko wy? Pewnie nie. Dlatego książki też się promuje, umieszcza się ich zdjęcia w gazetach, wysyła się do recenzji celebrytom i krytykom, tworzy się spoty reklamowe i lokowania w TV.
Z bloggerami jest podobnie. Im o nich głośniej, tym statystyki szybują w górę, a co za tym idzie – mogą sobie pozwolić na bycie bloggerami i podążanie za pasją, bo nie są spłukanymi artystami, tylko zarabiają na tym realne pieniądze. Blogowanie polega na utrzymywaniu obecnych czytelników i przyciąganiu do siebie nowych. Na przedstawianiu się w kółko i eksponowaniu swoich umiejętności. Także cóż, technicznie rzecz biorąc – nie warto być tutaj nieśmiałym.
Statystyki Ci wszystko podpowiedzą
Jeśli zastanawiasz się czy nie publikujesz za często, spójrz do statystyk. Jeśli po codziennych publikacjach, lecą w dół, może to znaczyć, że warto trochę zwolnić i pozwolić czytelnikom zatęsknić. Jeśli pod każdym postem, ludzie zasypują Cię komentarzami – publikuj częściej, aby feedback mógł rozłożyć się na większą ilość postów.
Wyznacz dni tygodnia i blogowe serie – nawyki, które wprowadzą porządek
Czasami trudno o wytrwałość – zdarzają się przecież tygodnie, w których obowiązków jest tak dużo, że jak tutaj w ogóle myśleć o dzieleniu się zdjęciami obiadu albo przemyśleniami na temat tęsknoty za wakacjami na łamach instagramowego konta, kiedy oczy krzyczą “wyłącz wszystkie ekrany”? Nadmiar codziennych wrażeń może sprawić, że instagramowe konto zacznie schodzić na dalszy plan i powoli zasypiać, więc żeby je obudzić, czasami warto wyznaczyć sobie 3-4 dni w tygodniu i z góry zaplanować jakiego typu posty będziemy wtedy wrzucać: np. poniedziałek: post kosmetyczny, we wtorek stylizacja, w środę: filozoficzne przemyślenia. Tak, żeby łatwiej było trzymać się postanowienia i nie myśleć godzinami co danego dnia opublikować.
Jak wiadomo, szewc bez butów chodzi: wiem, że to dobra metoda, ale sama się do niej nie stosuję! A powinnam, więc nie popełniajcie mojego błędu, sic
Najważniejsze jest tutaj to, aby złapać równowagę. Nie męczyć się publikacjami, ale też nie zaniedbywać ich na długie tygodnie, co cóż – zdarza się i mi. Na swoją obronę mam jedynie to, że na kontach klientów nie mogę sobie na to pozwolić, więc tam nadrabiam średnią.
PS: Jakie jest Wasze stanowisko wobec częstotliwości postowania? Jak często wrzucacie swoje wpisy i jaki tryb wydaje się Wam optymalny?
( A na pożegnanie, zapraszam Was na mojego IG – gdzie jest mnie często znacznie więcej i w sekrecie dodam, że szykuję relację- z majówki, którą spędziłam w Szwajcarii i Francji. I przewodnik po najpiękniejszych miejscach, ale cii!)
Leave a Reply