
Pasja zmienia życie: Roman Maćkowiak
Roman jest realnym dowodem na to, że istnieją ludzie, którzy doceniają sztukę – a oprócz doceniania, starają się ją zrozumieć, dobrnąć do głębszych warstw i rozłożyć na czynniki pierwsze. Znaliśmy się jakiś czas, kiedy – szczerze mówiąc, zupełnym przypadkiem – natknęłam się na jego konto na Filmwebie. A tam imponujące liczby – setki obejrzanych filmów. Na ten moment: niemalże 2 000 tytułów, którym wystawił ocenę. Na ocenie się jednak nie kończy – często towarzyszy jej komentarz i krótka, ale bardzo rzeczowa recenzja. Czasami odważnie chwali “Przepiękna subtelność pieszcząca wrażliwość na formę i dyskretne metafory”, innym razem patrząc krytycznym okiem zastanawia się “czy XXI zasługuje na tak banalne scenariusze?” 😮 Zapraszam Was na rozmowę z facetem, który urzeka miłością do małego i dużego ekranu – i odwagą, aby się wyróżniać. W świecie, w którym każdy stara się być taki sam, to szczególny akt.
Meet Roman Maćkowiak
Jak opisałbyś siebie w 8 słowach?
Szczerze mówiąc 8 to niewiele, a przychodzi mi teraz do głowy całe mnóstwo słów.
Możemy rozszerzyć to pytanie i zwiększyć limit słów – choćby i do nieskończoności. To nie muszą być słowa tworzące zdania – wiesz, mogą być pojedyncze i zagadkowe, pozostawiające dowolność interpretacji. Co tylko przychodzi Ci do głowy.
Mam inny pomysł – połączę słowa w pary. Przebojowa subtelność. Lekki chłód. Stonowany chłód – taki, który czuję głównie w środku, więc Ty nie odczujesz tego, że jestem chłodnym człowiekiem. Wewnętrzny chłód emocji. Choć jestem w stanie uelastycznić te emocje i wiele ich przeżyć. A w pojedynczych słowach: film, historia, polityka. W historii najbardziej intrygują mnie sprawy władców, królów, książąt, spiski, morderstwa. Mógłbym o tym wszystkim pisać i pisać lub mówić i mówić.
Co ostatnio skłoniło Cię do najgłębszej refleksji?
Kreacja Jackie Kennedy w dniu, w którym zginął jej mąż. Kultowa, różowa garsonka. Myślę, że fajnie byłoby się zastanowić nad stylem Jackie i jego wpływem na kobiety w tamtych czasach. Kogo inspirowała? Jeszcze jeden temat dał mi mocno do myślenia. Może to zabrzmi creepy, ale był taki film dokumentalny o Hitlerze i nazistach, który oglądałem jakiś czas temu w przerwach pomiędzy pracą. Fascynuje mnie to w jaki sposób udało mu się dojść do władzy, wszystko w sposób demokratyczny i miał akurat to szczęście, że trafił na kryzys.
Duże szczęście i zbyt wielu łatwowiernych ludzi dookoła. A może przede wszystkim bardzo naiwnych?
No właśnie. Zawsze fascynowało mnie to, że fakt – był charyzmatyczny – ale nie w sposób naturalny, bo to było bardzo wyuczone. Odbiegając od tematu: jaki dobry ten sernik! – fajnie, że wrzucili tutaj porzeczkę, bo jej smak będzie przyjemnie balansował całość kwasem. Obejrzałem dokument o Hitlerze, bo czasami mam tak, że nie chcę oglądać czegoś, co trwa ponad dwie godziny – bo akurat doskwiera mi brak czasu. Ale równocześnie czuję, że muszę przecież coś obejrzeć, żeby się rozwijać i poznawać świat! No więc dokument! Tylko jaki? I tak przeglądam tytuły na Netflixie i nagle myślę “chyba skuszę się właśnie na to”. I tak często podejmuję najlepsze decyzje.
Co najbardziej fascynuje Cię w ludziach?
Urok osobisty. Kiedyś przez długie lata szukałem osoby, która miałaby przebojowość Lady Gagi, a równocześnie mogłaby przenieść się do lat pięćdziesiątych i zaśpiewać mi na dobranoc “unforgettable”.
Czyli dobry głos i wyczucie rytmu są konieczne?
Haha, tak, takie potajemne marzenie! Ale przede wszystkim, mam słabość do ludzi, którzy mają piękny charakter i przy okazji wyróżniają się sferą wizualną. A takich ludzi, wbrew pozorom, jest bardzo niewielu. Często jest taka fasada: idealna uroda, świetne ciuchy, a w środku, w duszy, słoma. Podobieństwa łączą, bo na pewno nie dogadałbym się z kimś, kto zajmuje się – dla przykładu – chemią i jest zafascynowany związkami i reakcjami. Mógłbym słuchać o alkenach, alkinach, alkanach, ale to nie byłoby to. Jak zdobyć moje serce? Gdyby ktoś zagrał dla mnie na pianinie, na pewno byłby na dobrej drodze. Widzę przed oczami tę scenę z Casablanki, kiedy czarnoskóry pianista zagrał kobiecie fragment znanego utworu. Ten kadr mnie ujął. Sam bardzo chciałbym grywać dla przyjemności na pianinie. Bo wiem, że palce mam zwinne – od stukania na klawiaturze i umawiania się na randki (śmiech).
Przez te ciemne okulary nie widzę Twoich oczu, kiedy mówisz! Czuję się tak, jakbym przeprowadzała wywiad z kimś bardzo rozpoznawalnym, bo tak się za nimi ukrywasz.
Jestem trochę męską wersją Anny Wintour.
Podobno zdarzają się momenty kiedy i ona ściąga okulary.
No nie wiem, rzekomo nawet siedząc w biurze ma je na nosie. Te okulary są elementem mojego stylu – i częścią mojego ubioru, więc też ich nie zdejmuję. Przynajmniej na razie.
Przez nie nie wiem kiedy się uśmiechasz, a kiedy zachowujesz powagę.
Możesz zaobserwować po ustach.
Nie, nie. Oczy mówią o wiele więcej niż usta. Słodzisz?
Zawsze piję herbatę z dwiema łyżeczkami cukru – a nawet 2,5. Zawsze tak samo. Nie wiem co zrobić, żeby przekonać się do gorzkiej herbaty. No chyba, że piję ją w celach leczniczych na ból brzucha.
Dobra herbata z cukrem to idealna forma celebrowania codzienności (śmiech). Masz swoje inne, małe sposoby, aby cieszyć się każdym dniem, niezależnie od tego jaki on jest?
Piszę internetową, elektroniczną wersję pamiętnika.
Dzielisz się nim ze światem czy nikt nie ma do niego dostępu?
Nie, nie, on jest tylko mój. Nie chcę zrobić z tego bloga, bo to zbyt prywatne zapiski. Chcę tam prezentować wszystko – bez ograniczeń. Moje nastroje, niekiedy kontrowersyjne przemyślenia, dotyczące mojego życia zawodowego, towarzyskiego i może również erotycznego. Niekiedy pikantne szczegóły, tak po prostu – dla siebie. Żeby pamiętać. Żeby kiedyś, po 15 latach spojrzeć i wrócić. Nie byłbym w stanie pisać dziennika – no bo dziennik wymaga wpisu każdego dnia. To byłoby przesadą – i byłoby trochę sztuczne. Wymuszałoby myśl “muszę coś dzisiaj napisać”. A tak czuję swobodę – i w praktyce wygląda to tak, że piszę: czasami co dwa dni, czasami co trzy, co pięć, czasem nawet po tygodniu. Muszę też zacząć pisać wiersze, bo czuję, że przychodzi nowa wena.
Pisałeś już kiedyś, czy wena dopiero zapowiada debiut?
Pisałem. To były lata 2008-2010. Cośtam pisałem. Ze sto wierszy. Ale myślę, że może przy pięciu z nich pomyślałbym teraz, że są dobre. One były jeszcze trochę nieobyte.
I pewnie też trochę niewinne?
Tak, no właśnie – były niewinne. Czasami nie umiem ubrać się w formę – to zazwyczaj były białe wiersze i dlatego nie wiem w jaką formę teraz pójść.
Lepiej czujesz się w krótkich czy dłuższych tekstach?
Bardziej w krótkich, biorąc pod uwagę to, że wiesz – krótka, ulotna chwila i przychodzą później różne skojarzenia, aby ją opisać. Spontanicznie rzucone słowa. Filiżanka, kawa, jeans.
To co tworzy dany moment.
Tak. I to się może wydawać śmieszne, ale ma naprawdę duży sens. Czasami myślę sobie, że chciałbym być Alicjorem w krainie czarów – jako, że nie ma męskiej wersji Alicji.
Dlaczego nie Romanem w Krainie Czarów?
Alicjor brzmi lepiej! (śmiech). Chciałbym zwiedzać świat i mu się przyglądać. Teraz bałbym się odwiedzić Paryż, a szkoda, bo bardzo chciałbym tam pojechać. Do Paryża i do Londynu. Najlepiej w październiku – żeby była mgła i ten magiczny klimat.
Czego najbardziej nie lubisz w otaczającym nas świecie?
Nie lubię kłamstwa. A jak już musi być obecne, to wyznaję zasadę “jak już kłamiesz, to rób to chociaż dobrze i ze smakiem”.
I przede wszystkim wiarygodnie…
I nie w stylu scenariusza z Mody Na Sukces (śmiech).
Jakie produkcje sprawiły, że straciłeś ostatnio poczucie czasu?
Ostatnio? Z ręką na sercu polecam Penny Dreadful z Evą Green. Natomiast jedyny polski serial, który moim zdaniem dobrze się zapowiadał, nosił tytuł “Tancerze”. Fajny, nieco hipsterski klimat i czuć było, że reżyser inspirował się Ameryką. Oglądałem też serial, którego akcja rozgrywała się w teatrze – o, “Artyści”. Ale chyba był za ambitny i w ogóle się u nas nie przyjął. Miał naprawdę duży potencjał, a jednak zdjęli go z anteny. Teraz marzy mi się, żeby obejrzeć wszystkie sezony serialu “Dynastia”.
Co jest według Ciebie kluczem do udanej rozmowy?
Przyznam Ci szczerze, że czasami o wiele lepiej rozmawia się z kobietami. Dużo też potrafię nauczyć się od starszych kobiet – na przykład pięćdziesięcioletnia babka potrafi być bardzo wrażliwa i ciepła, a przy tym konkretna, bo swoje już przeżyła. Z dystansem traktuje wiele spraw, sypie życiowymi poradami i jej już wiele nie zdziwi. Lubię takie rozmowy.
Myślisz, że takiego podejścia brakuje ludziom z naszego pokolenia?
Trochę tak. Jestem po nieudanym związku. Czasami bywało tak, że bardzo się poświęcałem i było to totalnie niedoceniane. Pojawiał się brak empatii i otwartości na charakter drugiej osoby. Czasami ludzie za szybko się dobierają w pary, za szybko się nakręcają. A później wkrada się chłód. Czasami pojawiają się takie momenty, kiedy czujesz, że Twoje życie przypomina bal karnawałowy – na początku każdy miał na sobie maskę przyjemnej, fantastycznej osoby, a pod koniec imprezy maski spadają i widać pod nią zimno i wyrachowanie.
Gdzie można Cię znaleźć w piątkowy wieczór, a gdzie w poniedziałkowy poranek?
To zależy od tego jak akurat układa się mój grafik w pracy. W poniedziałkowy poranek znajdziesz mnie najczęściej w totalnym amoku sennym, opatulonego pomarańczowym kocem. Zdarza mi się wstać o godzinie dwunastej, bo mam trochę przestawiony system. Leżę pod kocem i pragnę zobaczyć promienie słońca. Za to w piątkowy wieczór spotkasz mnie na imprezie. A w przyszłości chciałbym, żeby dało się mnie odnaleźć na przykład w Paryżu. Chciałbym poznać ostrość francuskiego stylu – takie wyuzdanie. Uczyłem się francuskiego przez całe liceum, ale trochę go zaniedbałem – bardziej postawiłem na historię i kulturę.
Jak brzmi Twoja osobista definicja szczęścia?
Szczęście to coś, co daje mi największą rozkosz w danym momencie. Spełnienie siebie. Słuchanie Czajkowskiego w pochmurny wieczór, przy lampce wina, albo nawet przy zwyczajnej, czarnej herbacie Lipton. Uwierz mi, to daje mi naprawdę dużą przyjemność. Choć ciężko scharakteryzować ten stan, bo szczęście ma wiele twarzy. Nie za każdym razem towarzyszy mu ta sama energia. Częściej niż ludzie satysfakcję i szczęście daje mi otoczenie. W chwilach kiedy dotykają mnie życiowe rozterki albo dramaty emocjonalne związane ze związkiem, lubię tą swoją zdolność do chłonięcia szczęścia z tego, co mnie akurat otacza. Parku. I filmów. Czasami wystarczy, że odwiedzę swoje konto na Filmwebie, przejrzę je, spojrzę na tytuły starych produkcji, które obejrzałem. Albo na listę tych, które dopiero przede mną, bo wiem, że muszę je pochłonąć. Raj to jest mieszanka spokoju i ekscytacji. Oddalanie tego co złe. Segregacja: odkładanie największych problemów gdzieś dalej. A propos pełni szczęścia: w Poznaniu brakuje mi kina starych filmów – kina, które miałoby wykupioną licencję na starsze tytuły i puszczałoby filmy nieme i produkcje z lato 20 i 30. Narodziny narodu, Charlie Chaplin.
W czym odnajdujesz najwięcej inspiracji do podążania za tym, co kochasz?
Planuję właśnie zakup trzech książek o historii kina – kino klasyczne, kino nieme, kino Nowej Fali- jestem pewien, że mnie zainspirują i zdobędę nową wiedzę. Lubię tę świadomość. Przypływ inspiracji czuję też wtedy kiedy przeglądam strony krytyków filmowych – Zgniłe Pomidory, IMGDB. No i jak wiesz: inspirują mnie filmy i seriale. Seriale zajmują bardzo dużo czasu – chłoniesz historie, to jest rozwleczone, co najmniej dziesięć, często osiemnaście odcinków. Teraz oglądam na przykład serial o życiu wielkich dam kina lat 20 – o tym jak próbują się odnaleźć po pięćdziesiątce i jak trudno odszukać w tym wieku scenariusze dla siebie. Na planie dzieją się dziwne sytuacje: jedna z nich wkłada konkurencji kamienie do sukienki, aby ta miała ciężej. To są niesamowite historie. Bardzo inspirujące na swój sposób. Dają do myślenia.
O czym myślisz kiedy atakuje Cię bezsenność?
Czasami zastanawiam się jak by to było poznać babcię, która niestety odeszła jeszcze przed moim urodzeniem, a podobno była naprawdę fantastyczną kobietą. Dziergała koce, sweterki i jednocześnie bardzo dobrze znała się na kuchni. Potrafiła piec torty. Jest taki świetny film z Maryl Streep – Julie & Julia – i myślę, że ona była w podobny sposób ikoniczna. To dla mnie najsmutniejsze, że nie mogłem nawet zapamiętać jej głosu. Słyszałem, że była wyjątkowo ciepła i empatyczna. Bardzo często o niej myślę.
Czym jest dla Ciebie kreatywność?
Trudno to ująć w słowa. Kreatywność sprawia, że potrafisz odnaleźć się w każdej sytuacji. Ja na przykład czuję się najbardziej kreatywny, kiedy myślę o wierszach – i o tej potrzebie wyrzucenia z siebie energii. Wiersze o słońcu, o lecących ptakach, o spadających liściach w pochmurne popołudnie w cichym lesie – to takie banalne momenty o tak dużym znaczeniu. Kreatywność nie ma nic wspólnego z lansem. To bardziej synonim życiowej zaradności. Posiadania pomysłów na siebie.
Jak widzisz oczami wyobraźni swoją przyszłość?
Nie powiem Ci kim będę za piętnaście lat. Może listonoszem na Islandii? (śmiech)
Jakie dwie emocje dominują w Twoim życiu?
Okazjonalne wkurzenie i dzika namiętność. Kierowana nie tylko do ludzi, ale też do przedmiotów, jedzenia, muzyki, filmów. I do czekolady – bo czekolada to jedna z najlepszych, sprawdzonych kochanek. Stała, zawsze dla Ciebie, idealna do ostatniej kostki. Wieczna rozkosz. I zawsze pozostaje później niedosyt. Milka jest niezawodna. Lindt też. Niezależnie od tego co się akurat dzieje. A czasami dzieje się wiele. Kiedyś zapisałem w pamiętniku, że życie przypomina pędzący dyliżans – możesz z niego wypaść, czasami jest stabilnie, czasami mocno zarzuca na różne strony. Trzeba się w tym odnaleźć.
Film, który wzruszył Cię do łez?
Pamiętam film “Ania z Zielonego Wzgórza: Dalsze losy” – produkcja z lat 80 z piękną, kanadyjską aktorką. I wciąż widzę jedną scenę – Ania powraca po dłuższej rozłące w strony Avonlea i adoptuje dziecko. Chłopiec czeka na nią na stacji kolejowej. Jesień, piękne liście. Anna zachodzi na stację od tyłu i widzi, że jej nowy podopieczny już czeka i wtedy przypomina sobie samą siebie, sprzed tak wielu lat. Widzi ten moment, 25 lat wcześniej, kiedy czekała aż Mateusz odbierze ją z tej samej stacji. W tle gra delikatna muzyka, a chłopiec podbiega do niej ze szczęściem w oczach. Niesamowity moment. Przyznam szczerze, że oglądając ten fragment miałem wilgotne oczy – bo nasunęła mi się myśl jak przewrotne są nasze losy. Jak wiele musimy czasami znieść, po to aby później przeżyć pozytywne chwile. A z drugiej strony: też chciałbym w wieku 55, może 60 lat, pewnego poranku ze szklanką kawy w ręce, przypomnieć sobie “o, w wieku 25 lat miałem taką i taką przygodę, takie doświadczenie. Przeżyłem to i to i dzięki temu pasmu różnorodności, moje życie jest spełnione”. Wiesz, nie nawet na zasadzie odległych i szalonych podróży – Tajlandia czy koniec świata. Po prostu nie chcę mieć poczucia, że przesiedziałem życie z książką w dłoni. Ale równocześnie chcę mieć tyle kontroli, samokontroli, żeby się nigdy nie wykoleić. Kiedy patrzę na Amy Winehouse i jej historię – smutno mi, że tak bardzo zmarnowała swój talent, swój potencjał, zrezygnowała ze swojej pasji, bo nie zdzierżyła popularności. Poznała toksycznego faceta.
Sława jest na pewno trudna – ale z drugiej strony kiedy masz wszystko i wszystko jest w zasięgu Twojej dłoni, nie musisz liczyć się z pieniędzmi, docierasz czasami trochę głębiej: co jest naprawdę ważne? Dlaczego warto żyć? Co jest jego sensem? Co prawda, choć nie jestem sławny (śmiech) ani bogaty, też często zadaję sobie te pytania. Mam przyjaciół, z którymi potrafię rozmawiać przez telefon dwie-trzy godziny co sobotę. Jestem bardzo gadatliwy. Ostatnio tak się rozgadałem, że aż telefon padł, choć był naładowany.
Obawa, która spędza Ci sen z powiek?
Czasami boję się tego, że za szybko przejdę przez życie i obudzę się w wieku siedemdziesięciu lat – i nagle nieoczekiwanie okaże się, że jestem sam. Nikogo przy mnie nie będzie. Boję się też paraliżu sennego. To uczucie, kiedy zasypiasz, a w pewnym momencie odnosisz wrażenie, że spadasz w przepaść. Czujesz, że lecisz. Próbujesz krzyknąć, ale masz zatkane usta, nie możesz wydobyć dźwięku.
Dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że Twoje słowa zainspirują nie tylko do sięgnięcia po filmy dokumentalne, klasyczne produkcje jak i tytuły z piękną Evą Green, ale też do refleksji nad czasem i codziennością. I liczę na to, że niedługo pochwalisz się nowymi wierszami! 😉
Ja też!
Leave a Reply